04-11.08.2012 Ziemia Szczycieńska
Mały Rodzinny zjazd był zaplanowany od 4 do 11 sierpnia w miejscowości Piasutno na ziemi szczycieńskiej. Wypoczynek rodzinny połączony z turystyką rowerową. Tak więc w tym wpisie opiszę ogólnie o pobycie w tym rejonie. Stawić się na miejscu mieliśmy po godzinie 16.00 więc wyjazd był zaplanowany po obiedzie. Pomyślałem sobie, że mógłbym tam pojechać rowerem. Tym bardziej, że trasę z Mrągowa do Szczytna przez miejscowość Piecki mam już zaliczoną do książeczki PTTK, ale też do Szczytna prowadzi druga droga przez miejscowość Rańsk, którą jeszcze nie jechałem. Tak jak pomyślałem, tak zrobiłem. W sobotni poranek o godzinie 8.00 ruszyłem sobie powolutku w drogę.
Czemu powolutku? Przyczyną było nowe siodełko firmy Brooks Flyer.
Na tym blogu nie będę tłumaczył co to za siodełko. W internecie jest sporo tematów dotyczących siodełek Brooks’a. Jak to mówią: albo je pokochasz po 600 km, albo znienawidzisz po 6000 km. I Właśnie sporo ludzi pokochało te siodełka, ale spora też część je znienawidziła. Ja zdania nie mam. Jeszcze nie. Wrażenia jeżeli będą to później opiszę.
Tak więc sobie jechałem do Mrągowa, gdzie na trasie dwa razy stawałem aby zmienić kąt nachylenia siodełka bo było niewygodnie. Wiatr nie pozostawiał złudzeń, że jest i że wieje. Najważniejsze, że nie padało.
W Mrągowie potwierdziłem przejazd w informacji turystycznej, w której też zaopatrzyłem się w ciekawe materiały o regionie. Dalej droga z Mrągowa do Szczytna prowadziła przez miejscowości: Grabowo, Kałęczyn, Rańsk, Orzyny, Nowe Kiejkuty, Romany. W dwóch miejscach jechałem dodatkowo po kilka kilometrów “w bok” aby dodać wpis do książeczki na Kolarską Odznakę Pielgrzymią tj.: w Orzynach skręciłem do miejscowości Targowo oraz za m.Nowe Kiejkuty do miejscowości Trelkowo.
Droga była raz szeroka, raz wąska ale generalnie dobrze się jechało. Ruch samochodowy również był duży. Po drodze mijałem sporo rowerzystów. Sakwiarzy i jadących bez bagażu.
Dojechałem do Szczytna około godziny 14.00. Na głównym placu przy Zamku-Muzeum trafiłem na jarmark ludowy.
Było to Święto Mazurskiego Kartoflaka. Na scenie występowały ludowe zespoły taneczne, na straganach można było kupić regionalne smakołyki.
Skorzystałem z oferty i zjadłem wielką kromkę chleba ze smalcem, cebulką i ogórkiem.
Warto było. Smakowało znakomicie. W pobliżu straganów na plaży miejskiej można było obejrzeć figurki dinozaurów. Po małej sesji fotograficznej, kupiłem jeszcze litewski czarny chleb, kwas chlebowy i kawałek wędliny. Zapakowałem zakupy w sakwę i dalej w drogę. Droga nr 53 ze Szczytna jest naprawdę bardzo ruchliwa. Na szczęście po kilku kilometrach skręcam w lewo w drogę asfaltową do m.Jerutki.
Ruch na tej drodze bardzo mały. Przyjemnie się jedzie gdy wokół las. Na jednym odcinku drogi Widzę wyjeżdżającą z drogi leśnej parę rowerzystów. Zatrzymują mnie. Pytają od drogę, bo zabłądzili i nie wiedzą gdzie dokładnie są. Ich mapa nie jest dokładna. Pokazuję im swoją bardziej dokładną. Krótka rozmowa, jak mają jechać do celu swojej wycieczki. Żegnamy się. A ja jadę dalej.
W miejscowości Jerutki potwierdzam przejazd w sklepie spożywczym. Uzupełniam też bidon z wodą. Po kilkuset metrach zjeżdżam z drogi asfaltowej na drogę leśną, Jadę tak 5 km i dojeżdżam do miejscowości Piasutno. Celu mojej dzisiejszej wycieczki.
Jestem pierwszy na miejscu, ale czekam tylko 10 minut gdy dojeżdża reszta rodziny samochodami. Warunki pobytu są idealne. Mamy ze sobą trzy rowery, ale w garażu właścicieli stoją jeszcze cztery.
Kolejne dni upływały na wypoczynku, rozmowach i na krótkich przejażdżkach do pobliskich miejscowości.
Ze szwagrem Sławkiem byliśmy bardziej aktywni na rowerach niż reszta wczasowiczów.
Zrobiliśmy trochę kilometrów. Jeździliśmy W rejonie Szczytna i pojechaliśmy dodatkowo też przybliżoną trasą rowerową “Łzy Lodowca”. W Szczytnie potwierdziłem wpis do książeczki “Szlakami Zamków w Polsce” oraz do książeczki pielgrzymiej. Ciekawostką turystyczną miasta Szczytno, oprócz zabytków jest szlak mazurskich Pofajdoków.
Spacerując ulicami centrum miasta można napotkać liczne figurki sympatycznych postaci. My odnaleźliśmy wszystkie 13. Fajna zabawa, tym bardziej, że turystów szukających Pofajdoków było sporo. Mapkę z przybliżoną lokalizacją można bezpłatnie otrzymać w informacji turystycznej znajdującej się na Placu Juranda przy Zamku.
Pogoda niestety nas nie rozpieszczała. Czasem było słońce, wiał wiatr i czasem padał deszcz. Na najdłuższej trasie (około 90 km) deszcz zmoczył nas dwa razy. Temperatura powietrza też nie dawała złudzeń, że już po lecie. W czasie jednej trasy, termometr w liczniku rowerowym pokazywał 12 stopni ciepła. A więc szału nie było. Cóż-prawie wszystko można zaplanować oprócz pogody.
Nie udało się zrobić tylu kilometrów ile planowałem. Spora część terenów i tras rowerowych po ziemi szczycieńskiej została do zwiedzenia. Nie wszystko na jeden raz. Zawsze coś trzeba zostawić na kolejne wyjazdy. Warto było tu być i warto tu jeszcze wrócić.
Więcej zdjęć w Fotogalerii.