18.09.2012 Mikołajki – 107 km

Dzisiejszy wpis dotyczy kolejnego wyjazdu w poszukiwaniu “keszy”. Wyjazd przed godziną 13.00. Niestety dni są coraz krótsze i aby jechać gdzieś dalej trzeba wcześniej ruszyć w trasę. Tym razem postanowiliśmy razem z Leszkiem odszukać kesze znajdujące się w Mikołajkach i niedaleko miejscowości Woźnice.

Trasa wiodła przez Mrągowo, gdzie potwierdziliśmy kolejny obiekt sakralny do Kolarskiej Odznaki Pielgrzymiej.

Do Mrągowa jechaliśmy pod wiatr i było trochę ciężko.

Do Mikołajek było sporo pod górkę z bocznym wiatrem. Po dotarciu do Mikołajek udaliśmy się zgodnie ze współrzędnymi geograficznymi w rejon ukrycia pierwszego kesza.

Nie było łatwo go odszukać, ale udało się. Dokonaliśmy wpisów i ruszyliśmy do drugiego miejsca w parku.

Tutaj odnalezienie kesza zajęło nam troszkę więcej czasu. Po kolejnych wpisach udaliśmy się do sklepu po potwierdzenie przejazdu do Książeczki Wycieczek Kolarskich i na małe uzupełnienie płynów w bidonach.

Pomimo mijającego “gorącego” sezonu na turystów, wciąż było sporo osób zwiedzających i kupujących bilety na rejsy statkami białej mazurskiej żeglugi.

Kolejne kesze znajdowały się po drodze do miejscowości Woźnice.

Dotarcie do trzeciego w dniu dzisiejszym kesza było poprzez pole kukurydzy, gdzie wśród pola znajdowała się wieża widokowa na jezioro Łuknajno.

Odkrycie kesza nie było zbyt trudne. Kolejne wpisy i dalej do następnego, gdzie kiedyś znajdowała się stacja kolejowa Woźnice. Tutaj też szybko się uporaliśmy z odnalezieniem kesza. Po kilkuset metrach dojechaliśmy do ostatniego miejsca z keszem, którym był wiadukt nad torami kolejowymi.

Tutaj spędziliśmy najwięcej czasu w odnalezienie ukrytego kesza. Po trudach udało się go odkryć. Szybkie wpisy i ruszyliśmy w dalszą drogę. W miejscowości Woźnice potwierdziliśmy kolejny obiekt sakralny do Kolarskiej Odznaki Pielgrzymiej.

Dalej droga wiodła do Rynu, gdzie w sklepie spożywczym potwierdziliśmy przejazd w Książeczce Wycieczek Kolarskich i szubko ruszyliśmy w dalszą drogę.

Z racji tego, że zaczęło się robić późno, w Sterławkach Wielkich zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek w czasie którego dodatkowo nałożyliśmy na siebie odblaskowe żółte kamizelki i lampki na kask rowerowy, która oświetlała nam drogę przed rowerem.

Oświetlenie roweru (tylne i przednie) oraz odblaski zapewniają dodatkową widoczność rowerzysty. A to jest najważniejsze, by czuć się bezpiecznie.

Podsumowując dzisiejszy wyjazd: uzyskaliśmy dwa wpisy do Książeczki Kolarskiej Odznaki Pielgrzymiej, 5 odnalezionych keszy, z których 4 były podwójne – tzn. cztery były zarejestrowane zarówno w serwisie opencaching i geocaching oraz uzyskaliśmy kolejne punkty do Książeczki Wycieczek Kolarskich.

Dzisiejszy przejazd wyglądał tak:

15.09.2012 Szestno-Ryn – 70 km

Dzisiaj króciutki wpis, choć trasa może nie krótka, ale wiele się na tej trasie nie działo. Kolejna sobota i kolejny wycieczka zainicjowana przez Leszka. Tym razem trasa wiodła do Szestna i dalej drogą boczną przez niewielkie mieścinki do Rynu.

Było ciepło, dosyć wietrznie, słonecznie i dwa razy lekko zmoczył nas deszcz.

Najbardziej ciekawą miejscowością była miejscowość Krzyżany. Ciekawą dlatego, że widzieliśmy ładny starodawny samochód (zdjęcia niestety nie mam), pompę do wody i świnkę swobodnie chodzącą po ogródku.

Po dotarciu do Rynu, przypomnieliśmy sobie, że jest tutaj ukryty jeden “kesz” w okolicach Zamku.

Po krótkim rekonesansie wokół Zamku, odnaleźliśmy poszukiwanego kesza z serwisu opencaching.pl. Było trochę trudno bo ochrona obiektu kręciła się bardzo blisko. A cała sztuka polega na tym aby nikt tego nie widział. Jakoś udało nam się dokonać odpowiednich wpisów do loogboka tego kesza. Ukryliśmy go w tym samym miejscu w którym go znaleźliśmy i po małym uzupełnieniu wody w bidonach ruszyliśmy dalej jadąc przez Sterławki Wielkie do Kętrzyna.

Dzisiejszy przejazd wyglądał tak:

09.09.2012 Opencaching – 105 km

Pogoda tak jakoś się ostatnio układa, że można pojeździć gdzieś dalej tylko w niedzielę. Dzisiejszy wyjazd z kolegą Leszkiem, miał na celu zdobycie kolejnych punktów do Kolarskiej Odznaki Turystycznej, Kolarskiej Odznaki Pielgrzymiej i odnalezienie kolejnych keszy z serwisu Opencaching.pl.

Pierwszym punktem naszej wycieczki była farma wiatrowa w przy drodze 592, gdzie przy jednym z wielu wiatraków ukryty był kesz.

Po kilku podejściach odnaleźliśmy super ukrytego małego kesza. Dokonaliśmy w nim odpowiednich wpisów w logbooku.

Po kilku pamiątkowych zdjęciach ruszyliśmy drogą powrotna do krzyżówki Kętrzyn/Reszel/Korsze i skręciliśmy w prawo w kierunku Reszla.

Po dotarciu do Reszla zrobiliśmy pamiątkowy wpis przy Cerkwi, zrobiliśmy małe zakupy w zaprzyjaźnionym sklepie i ruszyliśmy drogą do Mrągowa. Po drodze skręciliśmy kilometr w prawo do m. Leginy, gdzie udaliśmy się do kościoła aby dokonać wpisu do książeczki na Kolarską Odznakę Pielgrzymią.

Niestety nikt nam nie otworzył drzwi na plebani proboszcza, choć było słychać głośną rozmowę wewnątrz domu. Dzwoniliśmy kilkakrotnie. Muszą wystarczyć w książeczce same zdjęcia na tle świątyni. Dalej droga wiodła przez okoliczne miasteczka: Łężany, Szymanowo, Warpuny, Zyndaki, Gązwa, Polska Wieś.

Po dotarciu do Mrągowa ustawiliśmy po kolei w telefonie współrzędne geograficzne, które pomogły nam odnaleźć szukane obiekty w centrum miasta. W Mrągowie Udało nam się znaleźć trzy kesze.

Były to mikrusy, bardzo staranie schowane. Dokonaliśmy odpowiednich wpisów. Czas płynął nieubłaganie. Pora ruszać dalej. Droga wiodła do Kętrzyna, gdzie po trasie mieliśmy jeszcze do odkrycia 3 kesze. Kolejny już czwarty kesz w drodze powrotnej był umiejscowiony w ruinach zamku w Szestnie.

Odnaleźliśmy go bez problemu. Kesz był w bardzo złym stanie, trochę przywróciliśmy go do ładu i ruszyliśmy do kolejnego kesza, który był ukryty w miejscowości Rydwągi. A w zasadzie za tą miejscowością. Odkrycie go również nie było problemem. Ostatnim do odkrycia keszem – siódmym z kolei był kesz ukryty w miejscowości Wilkowo.

W okolicach charakterystycznego komina. Tutaj troszkę się natrudziliśmy aby odszukać kesza, ale udało się. Ostatnie wpisy i ruszamy dalej.

Po 10 kilometrach tuż po godzinie 19.00 docieramy do Kętrzyna.

Podsumowując dzisiejszą wycieczkę: odkryliśmy 7 keszy z serwisu Opecaching.pl, mamy 2 wpisy do książeczki Kolarskiej Odznaki Pielgrzymiej, kolejne 10 punków do Kolarskiej Odznaki Turystycznej. Przejechane 105 kilometrów.

Dzisiejszy przejazd wyglądał tak:

02.09.2012 – Niedzielne rowero-keszowanie – 133 km

Niedzielny poranek zapowiadał się prawie idealnie do jazdy rowerowej. Słońce nie paliło, zimno nie było, wiaterek na poziomie 3-4 m/s. Kolejny raz ruszyłem na zdobywanie “keszy”. Oczywiście rowerem. Tym razem wybrałem się z kolegą Leszkiem, który również wciągnął się w geocaching.

Ruszyliśmy o 8.00. Pierwszym punktem było dotarcie do nieczynnej śluzy na Kanale Mazurskim w pobliżu miejscowości Bajory Małe. Za miejscowością Bajory Małe skręcamy za Cerkwią w prawo. Jedziemy kilkaset metrów drogą piaszczystą. Dojazd do pierwszego celu naszej wycieczki jest zablokowany przez sznurek rozwieszony w poprzek ścieżki polnej prowadzącej do obiektu. Przenosimy rowery nad sznurkiem i powoli jedziemy dalej ścieżką obok zaoranego pola. Po krótkiej chwili dojeżdżamy do terenu zalesionego. Dalej jazda jest niemożliwa, duża trawa i gałęzie na ścieżce. Rowery trzeba prowadzić obok.

Wśród drzew wyłania się potężna budowla. Prawie identyczna jak Śluza Piaski za miejscowością Guja. Kto miał okazję widzieć Śluzę Piaski zobaczy, że oba obiekty są tego samego projektu.

Śluza Piaski jest ukończona praktycznie w 100 %, a ta tutaj niestety nie. Szkoda.Po dotarciu na miejsce zostawiamy rowery w zaroślach i przez kładkę zamoczoną w wodzie przedostajemy się na krawędź budowli, następnie krótka wspinaczka po śliskim betonie i jesteśmy na miejscu.

Sprawdzamy współrzędne geograficzne za pomocą oprogramowania w telefonie komórkowym, odnajdujemy rejon poszukiwań i zaczynamy poszukiwanie kesza. Niestety pomimo usilnych prób nie udaje się nam go odnaleźć. Ostatni wpis na stronie “kesza” był z roku 2009, więc też jest spora szansa, że ktoś go zabrał lub coś innego z nim się stało.

Wracamy znów przez wodę do miejsca w którym zostawiliśmy rowery. Trochę smutni, że się nie udało ruszamy dalej piaszczystą drogą przez las do kolejnego miejsca jakim jest Śluza Piaski.

Po dotarciu kolega Leszek odnajduje oba ukryte kesze i dokonuje odpowiednich wpisów. Ja już te kesze odwiedziłem na ostatniej wycieczce do tej śluzy. Jadąc dalej dokonujemy potwierdzenia przejazdu w sklepie w m. Guja i jedziemy do Węgorzewa. Po dotarciu do Węgorzewa potwierdzamy przejazd i jedziemy do miejsca gdzie jest Kolumna Kalska.

Tutaj jest ukryty kolejny kesz. Odnajdujemy go. Bez GPS-u byłoby to niemożliwe. Dokonujemy wpisu, zostawiamy małe prezenty. Wsiadamy na rower i jedziemy dalej. Za Węgorzewem jest bardzo ładna droga rowerowa do m. Ogonki. Później już główną drogą do m.Pieczarki przez Pozezdrze. Ruch na drodze dosyć spory. W m. Pieczarki odnajdujemy kolejny kesz. Tym razem jest to kesz wirtualny. Oznacza to, że trzeba odwiedzić pewne miejsce i dopasować np. jakiś napis, który jest hasłem do zaliczenia logu kesza.

Po zrobieniu kilku fotografii poszukiwanego obiektu wracamy do m.Pozezdrze i skręcamy w lewo do m. Sztynort.

Po drodze mijamy dużo rowerzystów. Niektórzy jadą całymi rodzinkami.
W Sztynorcie jak zawsze ładny widok na przystani. Jachty, jachty, jachty. Ale nie to jest kolejnym naszym celem.

Tym razem odwiedzamy Pałac w Sztynorcie, gdzie podejmujemy kolejnego kesza w którym dokonujemy wpisu.

Jest też drugi kesz wirtualny. Kolejne fotografie i kolejne hasło do wpisu do logu kesza.

Po keszowaniu – robimy sobie krótki odpoczynek. Ze Sztynortu jedziemy do m. Kamionek Wielki, gdzie prosto przez skrzyżowanie jedziemy mijając miejscowości: Tarławki, Surwile i Silec. Dojeżdżamy do głównej drogi Srokowo – Kętrzyn. Trochę zmęczeni dojeżdżamy do Kętrzyna.

Dzisiejszy przejazd wyglądał tak:

18.08.2012 Geocaching – 90 km

Razem ze szwagrem Sławkiem, postanowiliśmy odbyć małą podróż sentymentalną po terenach jego młodości oraz dotrzeć do kilku miejsc w których są ukryte skrzynki ze “skarbami”. Skarby te to ukryte “skrzynki” z serwisów Geocaching i Opencaching.

Na początku nie wiedziałem o co chodzi z tymi skrzynkami geocache. Przebywający u Nas na wakacjach szwagier Steffen (z Niemiec), któregoś razu pojechał z rodzinka odwiedzić w okolicach Kętrzyna kilka miejsc gdzie jest ukryty geocache.

Po powrocie opowiedział gdzie był i co odkrył. Wówczas posypały się z mojej strony pytania – o co chodzi z tym geocachingiem. Udzielił mi bardzo wyczerpujących informacji i wskazał stronę internetową www.geocaching.com

Idea geocachingu bardzo mi się spodobała. Tym bardziej, że jest możliwość jazdy rowerem w teren i ponownej wizyty w miejscach, do których dotarłem już wcześniej lub do całkiem nowych, a do których dotarcie z różnych względów na razie nie planowałem.

Nie będę opisywał swoimi słowami o co dokładnie chodzi z tymi skrzynkami aby czegoś nie pominąć.
Klikając na poniższe linki – dowiesz się ze szczegółami co to dokładnie jest Geocaching.

Tak więc zarejestrowałem się na głównej stronie www.geocaching.com.

Przeglądając różne linki w internecie dotarłem do dwóch polskich serwisów internetowych poświęconych geocachingowi.

Są to :

http://www.geocaching.pl

http://opencaching.pl

Aby zdobywać i zaliczać odnalezione skrzynki trzeba być zarejestrowanym użytkownikiem któregoś z serwisów. Ja zarejestrowałem się w obu.
Na stronie http://www.geocaching.pl statystyka użytkownika i dane skrzynek wraz z mapą ich rozmieszczenia są zsynchronizowane ze stroną www.geocaching.com

Oddzielną statystykę i oddzielną mapę umieszczenia skrzynek ma serwis http://opencaching.pl.

Idea tych serwisów jest ta sama. Ogólną różnicą (poza zawartością stron) jest tylko miejsce i ilość umieszczenia skrzynek (dla mnie Opencaching.pl ma więcej skrzynek w moim rejonie niż Geocaching). W pewnych miejscach skrzynka jest jedna ale zarejestrowana dla każdego serwisu oddzielnie. Wynika to z faktu, że osoby ukrywające skrzynkę są zarejestrowani w obu serwisach i zdobywają punkty dla każdego serwisu oddzielnie.

Dzisiejsza wycieczka miała dwa cele. Podróż sentymentalną Sławka do miejsc, gdzie spędził swoją młodość oraz dotarcie do miejsc ukrycia skrzynek geocache.

Pogoda do jazdy rowerowej była wyśmienita. Lekki wiaterek, niebo lekko zachmurzone ale z przewagą słońca.

Pierwsza część wycieczki obejmowała przejazd przez miejscowości: Garbno i Dubliny.

Kolejnym punktem były Drogosze i Pałac w Drogoszach.

Po zrobieniu kilku fotek kolejnym punktem były Barciany, gdzie odwiedziliśmy Zamek (tylko z zewnątrz bo jest w remoncie).

Z Barcian udaliśmy się do Srokowa. Robiąc pamiątkowe zdjęcie na tle odnowionego Ratusza i zabytkowego spichlerza w Srokowie, podszedł do nas turysta z Niemiec oferując swoją pomoc w zrobieniu wspólnej fotografii mojej i Sławka.

Wywiązała się mała rozmowa skąd, dokąd itp. Turysta z Niemiec opowiedział nam że jego ojciec urodził się właśnie tutaj w Srokowie.

Po wymianie życzliwości udaliśmy się na Diablą Górę, gdzie po wskazaniach współrzędnych geograficznych dotarliśmy do dwóch skrzynek.

Jedna była tzw. podwójna bo zarejestrowana na obu serwisach. Nie było problemów z ich odnalezieniem, choć koordynaty GPS’u lekko różniły się od podanych na stronie internetowej. Było to zapewne wynikiem mojego niedokładnego gps’a używanego w telefonie komórkowym. Mając zapewne porządny i dokładny GPS, koordynaty powinny się zgadzać.

W obu skrzynkach dokonałem wpisu w Logbooku danych (swój login z serwisu internetowego i datę podjęcia skrzynki). Aby skrzynka była zaliczona trzeba wykonać czasem jakieś zadanie. W jednym oprócz wpisu było do wykonania prawidłowe podanie wypisanej nazwy na znajdującym się obiekcie.

Celowo nie piszę jakiej nazwy i na czym jest umieszczona, aby nie ułatwiać kolejnym poszukiwaczom zadania.

Zaliczenie skrzynek podaje się po powrocie do domu, lub z urządzenia mobilnego mającego dostęp do internetu. Ja to robiłem z telefonu komórkowego za pomocą specjalnej aplikacji (wszystko dokładnie opisane na ww. serwisach internetowych).

Kolejnym punktem podjęcia skrzynek była Śluza Piaski w m. Guja.

Tutaj również koordynaty oraz wskazówki na stronie internetowej bezbłędnie poprowadziły do celu, choć do jednej z nich droga była troszkę inna niż oficjalna w terenie.

Ponownie dokonałem wpisu w logbookach, ukryłem skrzynki tak jak je zastałem. Potwierdzenie dokonałem dopiero po dotarciu do m.Leśniewo bo przy śluzie był brak zasięgu w telefonie do przesyłania danych.

Na koniec zwiedziliśmy jeszcze Śluzę, zrobiliśmy dużo zdjęć tej bardzo ciekawej budowli i powróciliśmy do domu.

W geocachingu jest bardzo ważna zasada, aby nie zdradzić postronnym osobom miejsc gdzie są ukryte skrzynki. Przy Śluzie kilka turystów się kręciło i podjęcie skrzynek trzeba było robić bardzo dyskretnie i ostrożnie aby nie zwrócić na siebie i na to co robimy uwagi.

16.08.2012 Artyści “Sakwiarze” z Berlina – w Kętrzynie

Wracając dzisiaj z wyjazdu do domu (Kętrzyn) – zauważyłem w “centralnym” punkcie miasta przy fontannie małe zbiegowisko ludzi. Ciekawość wygrała. Z daleka patrzę sakwiarze. Podchodząc bliżej zobaczyłem chyba 13 osób na krzątających się przy swoich rowerach.

ROWERACH. Dech mi zaparło jak zobaczyłem jakimi to cudami niektórzy z nich się poruszali bardzo sprawnie po ulicy.

Wszyscy objuczeni jak wielbłądy w karawanie. Wszyscy bardzo młodzi ludzie. Ich rowery i bagaże wzbudzały ciekawość przechodniów (oprócz sakw były też różne instrumenty muzyczne). Niektórzy z nich szybko przebrali się w “stroje” i niespodzianka.

Teatr uliczny. Młodzież odegrała kilka bardzo śmiesznych scenek do których angażowali też najmłodszą publiczność. Naprawdę super występ.

Z tego co się dowiedziałem od jednego z artystów to pochodzą z Berlina i  jadą rowerami z Berlina na wschód.

Na ww. zdjęciu chyba wypisana na ramie rowerowej planowana trasa przejazdu. Publiczność wynagrodziła występ młodych artystów oklaskami, a co niektórzy dodatkowo wrzucali do specjalnej skrzyni pieniądze, które z wyjaśnień głównego artysty, miały posłużyć na zakup żywności dla całej grupy.

Można też było zapoznać się z albumem zdjęciowym ukazującym dotychczasowy dorobek artystów, jak również ich podróże.

Jak będą w Waszym mieście – koniecznie obejrzyjcie.Warto.

Więcej zdjęć w Fotogalerii.

04-11.08.2012 ziemia szczycieńska

04-11.08.2012 Ziemia Szczycieńska

Mały Rodzinny zjazd był zaplanowany od 4 do 11 sierpnia w miejscowości Piasutno na ziemi szczycieńskiej. Wypoczynek rodzinny połączony z turystyką rowerową. Tak więc w tym wpisie opiszę ogólnie o pobycie w tym rejonie. Stawić się na miejscu mieliśmy po godzinie 16.00 więc wyjazd był zaplanowany po obiedzie. Pomyślałem sobie, że mógłbym tam pojechać rowerem. Tym bardziej, że trasę z Mrągowa do Szczytna przez miejscowość Piecki mam już zaliczoną do książeczki PTTK, ale też do Szczytna prowadzi druga droga przez miejscowość Rańsk, którą jeszcze nie jechałem. Tak jak pomyślałem, tak zrobiłem. W sobotni poranek o godzinie 8.00 ruszyłem sobie powolutku w drogę.

Czemu powolutku? Przyczyną było nowe siodełko firmy Brooks Flyer.

Na tym blogu nie będę tłumaczył co to za siodełko. W internecie jest sporo tematów dotyczących siodełek Brooks’a. Jak to mówią: albo je pokochasz po 600 km, albo znienawidzisz po 6000 km. I Właśnie sporo ludzi pokochało te siodełka, ale spora też część je znienawidziła. Ja zdania nie mam. Jeszcze nie. Wrażenia jeżeli będą to później opiszę.

Tak więc sobie jechałem do Mrągowa, gdzie na trasie dwa razy stawałem aby zmienić kąt nachylenia siodełka bo było niewygodnie. Wiatr nie pozostawiał złudzeń, że jest i że wieje. Najważniejsze, że nie padało.


W Mrągowie potwierdziłem przejazd w informacji turystycznej, w której też zaopatrzyłem się w ciekawe materiały o regionie. Dalej droga z Mrągowa do Szczytna prowadziła przez miejscowości: Grabowo, Kałęczyn, Rańsk, Orzyny, Nowe Kiejkuty, Romany. W dwóch miejscach jechałem dodatkowo po kilka kilometrów “w bok” aby dodać wpis do książeczki na Kolarską Odznakę Pielgrzymią tj.: w Orzynach skręciłem do miejscowości Targowo oraz za m.Nowe Kiejkuty do miejscowości Trelkowo.

Droga była raz szeroka, raz wąska ale generalnie dobrze się jechało. Ruch samochodowy również był duży. Po drodze mijałem sporo rowerzystów. Sakwiarzy i jadących bez bagażu.

Dojechałem do Szczytna około godziny 14.00. Na głównym placu przy Zamku-Muzeum trafiłem na jarmark ludowy.

Było to Święto Mazurskiego Kartoflaka. Na scenie występowały ludowe zespoły taneczne, na straganach można było kupić regionalne smakołyki.

Skorzystałem z oferty i zjadłem wielką kromkę chleba ze smalcem, cebulką i ogórkiem.

Warto było. Smakowało znakomicie. W pobliżu straganów na plaży miejskiej można było obejrzeć figurki dinozaurów. Po małej sesji fotograficznej, kupiłem jeszcze litewski czarny chleb, kwas chlebowy i kawałek wędliny. Zapakowałem zakupy w sakwę i dalej w drogę. Droga nr 53 ze Szczytna jest naprawdę bardzo ruchliwa. Na szczęście po kilku kilometrach skręcam w lewo w drogę asfaltową do m.Jerutki.

Ruch na tej drodze bardzo mały. Przyjemnie się jedzie gdy wokół las. Na jednym odcinku drogi Widzę wyjeżdżającą z drogi leśnej parę rowerzystów. Zatrzymują mnie. Pytają od drogę, bo zabłądzili i nie wiedzą gdzie dokładnie są. Ich mapa nie jest dokładna. Pokazuję im swoją bardziej dokładną. Krótka rozmowa, jak mają jechać do celu swojej wycieczki. Żegnamy się. A ja jadę dalej.

W miejscowości Jerutki potwierdzam przejazd w sklepie spożywczym. Uzupełniam też bidon z wodą. Po kilkuset metrach zjeżdżam z drogi asfaltowej na drogę leśną, Jadę tak 5 km i dojeżdżam do miejscowości Piasutno. Celu mojej dzisiejszej wycieczki.

Jestem pierwszy na miejscu, ale czekam tylko 10 minut gdy dojeżdża reszta rodziny samochodami. Warunki pobytu są idealne. Mamy ze sobą trzy rowery, ale w garażu właścicieli stoją jeszcze cztery.

Kolejne dni upływały na wypoczynku, rozmowach i na krótkich przejażdżkach do pobliskich miejscowości.
Ze szwagrem Sławkiem byliśmy bardziej aktywni na rowerach niż reszta wczasowiczów.

Zrobiliśmy trochę kilometrów. Jeździliśmy W rejonie Szczytna i pojechaliśmy dodatkowo też przybliżoną trasą rowerową “Łzy Lodowca”. W Szczytnie potwierdziłem wpis do książeczki “Szlakami Zamków w Polsce” oraz do książeczki pielgrzymiej. Ciekawostką turystyczną miasta Szczytno, oprócz zabytków jest szlak mazurskich Pofajdoków.

Spacerując ulicami centrum miasta można napotkać liczne figurki sympatycznych postaci. My odnaleźliśmy wszystkie 13. Fajna zabawa, tym bardziej, że turystów szukających Pofajdoków było sporo. Mapkę z przybliżoną lokalizacją można bezpłatnie otrzymać w informacji turystycznej znajdującej się na Placu Juranda przy Zamku.

Pogoda niestety nas nie rozpieszczała. Czasem było słońce, wiał wiatr i czasem padał deszcz. Na najdłuższej trasie (około 90 km) deszcz zmoczył nas dwa razy. Temperatura powietrza też nie dawała złudzeń, że już po lecie. W czasie jednej trasy, termometr w liczniku rowerowym pokazywał 12 stopni ciepła. A więc szału nie było. Cóż-prawie wszystko można zaplanować oprócz pogody.

A taki znak widzieliście?

Nie udało się zrobić tylu kilometrów ile planowałem. Spora część terenów i tras rowerowych po ziemi szczycieńskiej została do zwiedzenia. Nie wszystko na jeden raz. Zawsze coś trzeba zostawić na kolejne wyjazdy. Warto było tu być i warto tu jeszcze wrócić.

Więcej zdjęć w Fotogalerii.

26-29.07.2012 Kawałek Suwalszczyzny – 440 km

W czwartkowe popołudnie – a dokładnie o godzinie 14.00 ruszyłem w drogę. Gdzie? Chciałoby się napisać – “tak daleko jak nogi poniosą”. Sprecyzowanego miejsca docelowego nie miałem. Północny wschód zaliczyłem w maju br. do miejscowości Suwałki i Klasztor w Wigrach. Teraz chciałem troszkę dalej, tak kawałek po kawałeczku. Skłamałbym gdybym napisał, że to miała być jazda bez określonego celu. Celem było potwierdzenie kolejnych tras przejazdu do książeczki kolarskiej na odznakę złotą KOT oraz do książeczki na kolarską odznakę Pielgrzymią i odznakę turystyczno-krajoznawczą PTTK “Szlakami Obrońców Granic”.

Dzień pierwszy

Tak więc we czwartek 27 lipca zapakowałem 3 sakwy – ku mojemu zaskoczeniu każda ważyła trochę ponad 7 kilogramów – a brałem tylko niezbędne rzeczy (przynajmniej tak mi się wydawało) i ruszyłem do miejscowości Olecko, gdzie planowałem pierwszy nocleg.

Jadąc spotkałem jednego “sakwiarza” jadącego w przeciwnym kierunku, który już z daleka wołał czy jestem Polakiem. Na moje pytanie czemu się pytał o moją narodowość, odpowiedział, że widząc rowerzystę z niemieckimi sakwami wolał się spytać od razu niż dukać coś tam nie znając niemieckiego. Po miłej i grzecznościowej wymianie spostrzeżeń z trasy pożegnaliśmy się i ruszyliśmy dalej w swoich kierunkach.

W Giżycku, jak zawsze w sezonie sporo turystów, ale rowerzystów dużo nie widziałem. Potwierdziłem przejazd w informacji turystycznej w centrum Giżycka i ruszyłem powoli dalej. Za miejscowością Bystry skręcam w lewo na kierunek Suwałki.

Tutaj już ruch samochodowy był zdecydowanie mniejszy niż na trasie z Giżycka do Ełku. Mijałem spokojne małe miejscowości, ludzi leniwie spędzających popołudniowy czas nad wodą lub w ogrodach z rodzinami. Nie brakowało widoku amatorów przysklepowych ławek popijających schłodzony napój. Cóż, upał, gorąco – pić się chce.
Do Olecka dojechałem około godziny 19.00.

Zrobiłem sobie małą rundę po mieście, porozmawiałem chwilę z pielgrzymami, którzy czekali aby przywitać lada moment innych pielgrzymów idących z Gołdapi do Częstochowy. Otrzymałem w kancelarii parafialnej potwierdzenie do książeczki pielgrzymiej i ruszyłem w poszukiwaniu miejsca na nocleg. W trzech ośrodkach nie było niestety wolnych miejsc. Kilkaset metrów za tablicą końcową Olecko po prawej stronie zauważyłem duży baner i znaczek camping’u zapraszający do ośrodka wypoczynkowego Dworek Mazurski.

Wklepałem do telefonu numer podany na banerze i po krótkiej rozmowie otrzymałem informację, że wolnych pokoi w ośrodku już nie ma. Poprosiłem więc czy mógłbym skorzystać z kawałka miejsca na rozbicie własnego namiotu. Nie było problemu.

I tak po przejechaniu w sumie 105 km, pora była na zasłużony odpoczynek. Jeszcze tylko ugotowany ryż z dżemem na kolację. Pierwsze rozpakowywanie sakw w namiocie, uzmysłowiło mi, ile rzeczy mogłem sobie zostawić w domu. Ale jak na swój drugi wyjazd rowerem z noclegiem to i tak wyszło nieźle. Człowiek uczy się na swoich błędach. Młodzież wypoczywająca w ośrodku w domkach, nie dawała złudzeń, że to ich ostatnia zielona noc. Dłuuuuga noc.

Trasa dzisiejszego przejazdu wyglądała następująco:

Dzień drugi

Rano tuż przed godziną 6 obudził mnie świergot jakiegoś ptaka. Ponownie zasnąć się nie dało, więc rozłożyłem mapy i obmyślałem dalszą trasę. Poranek zapowiadał kolejny upalny dzień. Szybka toaleta, śniadanie, pakowanie i w drogę do Suwałk.

Zbliżając się do miejscowości Bakałarzewo, zauważyłem po lewej stronie drogi znak “Szlak Fortyfikacji Pozycji Granicznej Schrony Bakałarzewo”.

Skręcam w drogę szutrową i za jakieś 500 m jest mały parking, gdzie nie zostawiam roweru, a pcham go pod górkę pod samą kopułę bunkra. Widok z góry robi wrażenie.

Kilka pamiątkowych fotek. Zostawiam rower na górze i schodzę boczną dróżką na dół zgodnie z oznaczeniem strzałki aby zwiedzić wnętrze bunkra. Spotykam “jakiegoś gościa” i pytam się ile kosztuje zwiedzenie bunkra. Nie odpowiedział tylko poszedł do namiotu (w nim chyba mieszkają właściciele tego obiektu-muzeum) i powiedział do jakiejś kobiety, że “jakiś facet do Ciebie”. Po krótkiej chwili podchodzi Pani “kustosz” i pyta się gdzie reszta grupy. Tłumaczę, że jestem sam. Nie za bardzo wiedziała ile pobrać opłaty od jednego zwiedzającego, bo niby agregat trzeba uruchomić aby światło było itp. W końcu postanowiła, że agregatu uruchamiać nie będzie, że przy latarce akumulatorowej wszystko da się też zobaczyć. Poprosiłem jeszcze o minutkę cierpliwości aby wziąć z bagażu aparat do zdjęć. Zabrałem aparat (nóż traperski również włożyłem do kieszeni, choć nie wiem po co) i wszedłem pierwszy do bunkra (Pani pierwsza nie chciała). Oświetlenie z latarki akumulatorowej wystarczyło aby zobaczyć wszystkie pomieszczenia i eksponaty wewnątrz bunkra.

Nie wszystko wolno mi było fotografować ze względów bezpieczeństwa obiektu. Po zwiedzeniu bunkra ruszyłem dalej po trasie do Suwałk.

W Suwałkach skierowałem się do parku przy którym była tablica informacyjna, aby odnaleźć miejsce informacji turystycznej.

Ku mojemu zaskoczeniu była po przeciwnej stronie parku. Zostawiłem rower przed budynkiem informacji turystycznej i wszedłem do środka zasięgnąć kilku informacji. Najbardziej interesowała mnie lokalizacja byłych przedwojennych koszar Korpusu Ochrony Pogranicza, które były w wykazie obiektów na odznakę “Szlakami Obrońców Granic”. Uzyskałem szybką odpowiedź, dostałem adres, ulotki oraz mapy wszelkich innych atrakcji turystycznych, kulinarnych i miejsc noclegowych w Suwałkach i okolicach.

Na małej podręcznej mapie Suwałk ustaliłem gdzie jest poszukiwana przeze mnie ulica z “koszarami” i ruszyłem aby zrobić na tle tego budynku pamiątkowe zdjęcie.

Po “sesji fotograficznej” pokręciłem się jeszcze po Suwakach, odnalazłem biuro Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego Oddziału w Suwałkach, gdzie kupiłem dokładniejszą mapę Suwalszczyzny niż miałem ze sobą. Tutaj też otrzymałem dużo ciekawych informacji turystycznych o regionie. Dowiedziałem się również, jak dojechać do pomnika poległych żołnierzy KOP-u, który znajduje się w miejscowości Stanowisko (w niedalekiej odległości od trójstyku granic polsko-litewsko-białoruskiego). Pani popatrzyła na mnie z niedowierzaniem i zadała pytanie: Pan tam chce dojechać rowerem z sakwami? Odpowiedziałem, że taki mam plan i spytałem skąd takie pytanie. Odpowiedziała mi, że to jednak jest droga piaszczysta i przede wszystkim ogromna Puszcza Augustowska. Odpowiedziałem, że dlatego kupiłem dokładniejszą mapę tego terenu, aby być może nie zbłądzić w tej głuszy. Otrzymałem również zaproszenie na rajd rowerowy organizowany przez tutejszy Oddział PTTK, a który ma być jutro (sobota). Zastanowię się nad wzięciem udziału w tym rajdzie.

Po małych zakupach i przekąsce jadę drogą w kierunku Sejn. Zjeżdżam na chwilę do Starego Folwarku, gdzie na dzisiejszą noc nie ma w pokojach gościnnych już miejsc. Jest tylko miejsce na nocleg pod własnym namiotem. Może wrócę na wieczór tutaj, ale jak wyjdzie zobaczę po trasie. Jazda rowerem drogą do Sejn jest bardzo nieprzyjemna. Pomijam niewielki fragment drogi rowerowej. Asfalt był chyba kładziony na płytach bo w regularnych odstępach jest pęknięcie w poprzek jezdni a w miejscu gdzie jedzie się rowerem, czyli przy prawej krawędzi jezdni są ubytki. Najgorsze jest jednak to, że droga jak droga ale wydaje się wąska, ruch dosyć spory i samochody mijają w bardzo bliskiej odległości od rowerzysty. Oczywiście nie wszyscy. Wydawało się, że prawidłowo jeżdżą tylko turyści, bo kierujący autami z miejscową rejestracją nic sobie z obecności rowerzysty na drodze nie robili.

W miejscowości Krasnopol zrobiłem sobie krótką przerwę, uzupełniłem płyn w bidonie, potwierdziłem przejazd w książeczce pielgrzymiej i do Sejn dojechałem w największym upale dzisiejszego dnia.

Kolejne potwierdzenie w książeczce pielgrzyma w Bazylice Mniejszej p.w. NMP.

Później za informacją dwóch miłych Pań udało mi się ustalić budynek byłych koszar Korpusu Ochrony Pogranicza i Straży Granicznej. Pokręciłem się po Sejnach odwiedzając jeszcze Muzeum Ziemi Sejneńskiej ze szczególnym uwzględnieniem ekspozycji granicznej.

Z Sejn skierowałem się do m. Żegary, następnie w kierunku Ogrodniki skąd prowadzi droga do przejścia granicznego z Republiką Litewską. Przed miejscowością Ogrodniki wjeżdżam na drogę nr 16 i jadę w kierunku miejscowości Giby. Droga tutaj jest bardzo dobra. Dobrej jakości asfalt, szeroka jezdnia, z niewielkim małym pasem akurat dla roweru.

Po dojechaniu do miejscowości Giby, po lewej stronie na wzgórzu widzę ułożone kamienie, krzyż i maszt z flagą biało-czerwoną. Skręcam tutaj na niewielki parking. Robię kilka pamiątkowych zdjęć.

Żar z nieba jest piekielny. Znajduję na jednej z ławeczek trochę cienia. Siadam i odpoczywam. Mały posiłek, dużo płynów. Jadę dalej. Za kilkaset metrów mały kościółek po lewej stronie.

Obok Świątyni stoi pomnik i słup graniczny. Kolejny obiekt do odznaki “Szlakami Obrońców Granic”.

Napis na kamieniu “Miejsce Mordu Żołnierzy 24 Batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza “Sejny” w miejscowości Giby w dniu 25 września 1939 roku przez Armię Sowiecką zajmującą wschodnie obszary Polski. W 1939 roku pochowano 5-ciu żołnierzy KOP-u na cmentarzu w Gibach. Zginęli w Obronie Granic Polski…”

W Gibach zasięgam w sklepie informacji o możliwości dojechania w miejsce, gdzie stoi pomnik w Stanowiskach. Uzupełniam płyn w bidonie, dokupuję jeszcze dwie duże butelki wody i gdy już mam ruszyć w drogę przez Puszczę Augustowską, podjeżdża para sakwiarzy.

Miła rozmowa, wymiana celów jazdy i wrażeń z trasy. Oni mają zamiar jechać na Litwę a ja przez puszczę. Szukają na dzisiaj noclegu i mają zamiar pokręcić się po okolicy. Żegnamy się i do spotkania gdzieś na szlaku. Kilkadziesiąt metrów od sklepu zjeżdżam z głównej drogi i skręcam w lewo. Jadę asfaltową drogą, która zmienia się w szuter niedaleko leśniczówki Wiłkokuk. Ciężko się z obciążonym rowerem jedzie po takiej drodze.

Koła się zapadają w piachu. Za leśniczówką spotykam rowerzystę, pytam się o kierunek jazdy. Właśnie wraca z tego miejsca do którego ja zmierzam, ale czeka na resztę ekipy z którą przyjechał. Jadę dalej po tym piachu. Po dwóch kilometrach mijam dwie osoby na rowerach – to chyba ta ekipa, na którą czekał mijany poprzednio rowerzysta. Mają rowery z szerokimi terenowymi oponami i jazda dla nich jest łatwiejsza. Nie mają bagaży. Kilka razy muszę pchać rower. Nie da rady jechać w głębokim piachu. Komary i inne robactwo są bezlitosne. Tną cały czas. Docieram wreszcie do “skrzyżowania” dróg leśnych, skręcam w prawo. Docieram do miejsca gdzie jest ustawiony pomnik, słup graniczny, tablica informacyjna. Ładnie to wygląda. Godnie.

Napis na kamieniu: “Miejsce Mordu Żołnierzy 24 Batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza “Sejny” na strażnicy w Stanowisku dnia 24 września 1939 roku przez Armię Sowiecką zajmującą wschodnie obszary Polski. W 1997 roku ekshumowano ośmiu żołnierzy i pochowano na cmentarzu w Berżnikach. Zginęli w Obronie Granic Polski”.

Po chwili zadumy w tym odległym miejscu, pora wracać dalej na szlak. W drodze powrotnej mijam jadących pod pomnik poznanych wcześniej sakwiarzy. Po kolejnej trudnej jeździe po piachu docieram ponownie do miejscowości Giby. Skręcam w lewo na drogę numer 16 i jadę do miejscowości Frącki.

We Frąckach docieram do sklepu w którym jest również Urząd Pocztowy. Tutaj potwierdzam swój przejazd w książeczce “Rajdu dookoła Polski” (miejscowość Frącki jest obowiązkowa) i książeczce KOT. Robię małe zakupy, chwilę odpoczywam. Dzwonię w sprawie noclegu pod numer telefonu, który otrzymałem w Suwalskim Oddziale PTTK. Pytam się o możliwość rozbicia namiotu. Jest to Stanica Wodna przy szlaku Czarnej Hańczy. Nie ma problemu. Zapisuję trasę jak dojechać do Stanicy.

Trochę asfaltem, trochę szutrem i jestem na ładnej polanie, kilkanaście domków, namiotów, kajaków, sporo turystów. Udaję się do kierownika obiektu o wskazanie miejsca rozbicia namiotu. Proponuje mi jeden wolny domek. Zgadzam się. Po ciężkiej jeździe w terenie wolę spać na łóżku w domku.

Rozpakowuję swój dobytek, robię kolację, biorę prysznic, małe pranie przepoconych ubrań. Jest gorąco. Ubrania szybko schną. Polana jest na wysokiej skarpie, a rzeka Czarna Hańcza w dole.

Do brzegu przybijają kolejni turyści-kajakarze. Ładny widok z góry. Wieczorem zaczynają rozbrzmiewać dźwięki gitary, słychać śpiew piosenek turystycznych i też tych współczesnych. Dostaję zaproszenie na ognisko. Opowiadamy kto, skąd, dokąd. Pytania o rower, o trasę. Zmęczenie daje się we znaki. Opuszczam miłe towarzystwo i udaję się na spoczynek. Oni ruszają jutro na szlak w południe, a ja rano o ósmej chcę już ruszać w dalszą drogę. Ktoś zaczyna grać na akordeonie. Naprawdę ładnie gra. Po przejechaniu 140 km przy dźwiękach pięknych melodii zasypiam.

Trasa dzisiejszego przejazdu wyglądała następująco:

Dzień trzeci

Budzik w telefonie, budzi mnie o 6.30. Powoli wstaję, ubieram się i wychodzę przed domek. Kilka osób już też się kręci po polanie. Co oni tak wcześnie wstają? Toaleta poranna, herbata, śniadanie, pakowanie sakw. Jaki plan na dzisiaj? Może pojadę jednak na ten rajd do Suwałk? Punktualnie o 8.00 jestem gotów do drogi. Sąsiedzi z domku obok też nie śpią i przyszli życzyć mi szerokiej drogi. Proszę ich o zrobienie pamiątkowej fotografii.

Kilka miłych słów i już jadę na drogę nr 16. Skręcam w prawo w kierunku miejscowości Sarnetki. Jadę dalej do Czerwonego Krzyża. Tutaj podejmuję decyzję, że jednak do Suwałk na rajd już nie dojadę. Wracam przez Tobołowo na drogę nr 16 w kierunku Augustowa. Wreszcie super asfalt. Dróg szutrowych mam na razie już dość. Ruch niewielki, droga szeroka. Jedzie się super. Mijam kilku kolarzy. Pozdrawiam wszystkich, ale tylko jeden mnie pozdrawia. Reszta się patrzy i mija, jakby nie wiedziała o co chodzi z tą podniesioną ręką. Mają tylko oczy zwrócone w kierunku opona-asfalt i stoper na ręce. Dlatego wolę jazdę turystyczną. Bez pośpiechu, na luzie, czasem zmęczony ale też i uśmiechnięty.

Tabliczkę Augustów mijam w terenie lesistym. Za kilkaset metrów mijam tabliczkę koniec Augustowa. Zastanawiam się o co chodzi. Zatrzymuję się, spoglądam na mapę. Wszystko w porządku. Tak ma być. dopiero za jakieś 6-7 kilometrów wjeżdżam w teren zabudowany.

Jadę do centrum miasta. Tutaj dwa potwierdzenia do książeczki pielgrzymiej, jedno do książeczki KOT i jedno do książeczki “Rajdu dookoła Polski” (Augustów też jest punktem obowiązkowym).

W Informacji turystycznej otrzymuję kolejne ulotki szlaków rowerowych, zabytków, ciekawostek.

W sąsiedztwie budynku informacji turystycznej jest ładny park z piękną fontanną.

W pobliskim sklepie spożywczym uzupełniam zapasy. Znajduję w parku pustą ławkę, gdzie posilam się i odpoczywam w cieniu. Dzwonię do domu. Zapowiadają na niedzielę burze, deszcze i nawałnice. Co robić jechać dalej czy wracać do domu. Chciałoby się jechać dalej, ale rozsądek podpowiada – wracaj. Miałem kilka razy okazję jeździć rowerem w czasie burzy i ulewnych deszczy. Nie chciałbym tego jeszcze raz doświadczać. Postanawiam wracać w kierunku do Kętrzyna. Patrzę na mapę, liczę i dodaję kilometry: 45 km do Ełku, 31 do Orzysza, 30 do Giżycka, 32 do Kętrzyna. Wychodzi, że do domu mam jeszcze 138 km według mapy. Niby nie jest aż tak strasznie dużo, ale już mam koło 60 km w nogach. Z niechęcią opuszczam chłodny cień w augustowskim parku i ruszam w pełnym słońcu do Ełku.

W połowie drogi do Ełku w Kalinowie nad przed rondem elektroniczna tablica informacyjna. Wskazuje: temperatura powietrza 31.1 stopni ciepła, temperatura przy asfalcie: 44.2 stopnie ciepła.

Potwierdzam przejazd na parafii, chwilę odpoczywam i jadę dalej. Droga jest dobra, pagórkowata, ruch mały aż do samego Ełku.

W Ełku kolejne potwierdzenia przejazdu, uzupełnienie płynów, chwila odpoczynku przy nieczynnej informacji turystycznej. Za Ełkiem kierunek wiatru się zmienił i wiał już w twarz. Jechało się ciężej. Przed Orzyszem pomyślałem o możliwości noclegu. Popytałem tu i tam. Bez 50 zł nie ma szans. O namiocie nawet mowy nie ma. Jedna osoba mi powiedziała, że namiot mu trawę wygniecie i mu trawnika szkoda. A po sezonie będą biadolić, że sezon słaby i turystów nie ma. Minąłem te urocze miasteczko, wodę kupiłem dopiero na samym końcu Orzysza w barze obok stacji benzynowej. Tak się zezłościłem na te osoby, że w tej złości dojechałem co sił w nogach do Giżycka.

Coraz bliżej domu, nie czułem nawet zmęczenia, które było w nogach. Jeszcze 32 kilometry. Ponowne uzupełnienie płynów. Jadę dalej. Po drodze mijam dużo motorów. Pewnie był jakiś zlot w Giżycku. Za Sterławkami Wielkimi pada mały deszczyk. Trochę ochładza powietrze. Zmęczony, spocony, ale uśmiechnięty mijam zieloną tablicę Kętrzyn.

Spotykam na drodze rowerowej znajomą rodzinkę na rowerach. Krótka rozmowa i jadę dalej do domu. Jeszcze górka przy szpitalu, jeszcze góreczka przy Lidlu i “ostatnia prosta”. Koniec jazdy na dzisiaj. 195 kilometrów.

Trasa dzisiejszego przejazdu wyglądała następująco:

Więcej zdjęć w zakładce Fotogaleria.

Całościowo wyszło od czwartku od 14.00 do soboty do 19.24 – 440 kilometrów. Kolejny mały fragment Suwalszczyzny zaliczony.

22.07.2012 Śluza Piaski – 74 km

22.07.2012 Śluza Piaski – 74 km
W niedzielny poranek wybrałem się na wycieczkę z zamiarem pojechania do Węgorzewa i Giżycka. Przeceniłem jednak pogodę. Od rana świeciło słońce, ale jadąc rowerem było chłodno. Nie zabrałem ze sobą kurtki. Wiał też boczny wiatr. Po minięciu miejscowości Srokowo zdecydowałem, że zmienię trasę przejazdu. Pojadę do Śluzy Piaski w miejscowości Guja.

Za miejscowością Stawki na skrzyżowaniu przy wiadukcie skręcam w lewo i jadę do pierwszej miejscowości Węgielsztyn, gdzie potwierdzam swój przejazd w książeczce pielgrzymiej i książeczce KOT w miejscowym sklepie spożywczym.  W kolejnej miejscowości Dąbrówka Mała skręcam w lewo i dojeżdżam do miejscowości Guja, gdzie również w sklepie spożywczym potwierdzam swój przejazd.

Przy drodze asfaltowej jadąc do sklepu jest znak informujący o kierunku jazdy do Śluzy Piaski. Skręcam w drogę szutrową. Po przejechaniu 1,7 km dojeżdżam do Śluzy Piaski.

Jest kilku turystów, schodzą nad Kanał Mazurski, robią zdjęcia. Ja również. Pytam się czy byli przy samej śluzie? Odpowiadają, że nie ma jak tam dojść, gdyż trzeba przejść przez teren prywatny. Odpowiedziałem im, że w domu przy śluzie mieszka bardzo miła Pani i z pewnością nas wpuści. Tak jak mówiłem, tak zrobiłem. Miła Pani bardzo chętnie nas przeprowadziła przez swoje podwórze, do samej śluzy. Turyści byli zachwyceni.

Sesja fotograficzna trwała chyba pół godziny. Każdy chciał sfotografować całą śluzę, każdy jej element.
Pożegnałem poznanych turystów, podziękowałem Pani mieszkającej przy śluzie za możliwość przejścia przez jej teren i pojechałem dalej w kierunku jeziora Rydzówka.

Objechałem lewą część jeziora wyjeżdżając w miejscowości Leśniewo, gdzie jadąc pod długą górkę spotkałem sakwiarzy. Jechali do Kętrzyna. Zaproponowałem im odwiedzenie wieży Bismarcka na Diablej Górze. Wskazałem im kierunek jazdy i zaproponowałem odwiedzenie kilku innych atrakcji w rejonie powiatu kętrzyńskiego. Bardzo się ucieszyli, podziękowali i ruszyli na Diablą Górę. A ja powolutku wróciłem do Kętrzyna.

Więcej zdjęć w zakładce Fotogaleria.

Dzisiejszy przejazd wyglądał tak:

15.07.2012 Niedziela na rowerku – 64 km

15 lipca. Od rana słońce zaglądało do okna, jednak jak się przez nie wyjrzało to widok pochylających się drzewek  nie nastrajał  optymistycznie. Wichury nie było ale jazda na rowerze z silnym bocznym wiatrem do przyjemności nie należy.

Gdzie pojechać dzisiaj? Po drodze coś wymyślę, ale kierunek na razie do Starej Różanki. W dalszą drogę się nie chciałem wybierać bo problemem była środkowa zębatka w przedniej tarczy. Ruszyć z miejsca z dużym naciskiem się nie dało (łańcuch się ześlizgiwał i spadał), więc zmuszony byłem do jazdy na najwyższej tarczy.

I tak ruszyłem przed siebie w stronę Starej Różanki, później Barcian i dalej w kierunku Srokowa. Jechało się w miarę dobrze, choć odczuwałem w nogach inne przełożenie przerzutek niż to do którego byłem przyzwyczajony. Pech, a raczej moje zaniedbanie sprawiło, że w aparacie fotograficznym miałem rozładowane akumulatorki. Nie sprawdzałem ich przed wyjazdem bo byłem przekonany że są naładowane. Jak potrzebowałem zrobić zdjęcie to się okazało, że jednak nie były. Telefonu też nie zabrałem. Dopiero w Srokowie dokupiłem nowe baterie.

Miłą rzeczą był widok naprawdę sporej ilości rowerzystów po drodze z kierunku Radzieje na trasie do Wilczego Szańca w Gierłoży i dalej do Kętrzyna.

Dzisiejsza wycieczka była taka niedzielno-rekreacyjna, bo jechałem bez określonego celu. Do przodu. Będzie źle to wracam. Będzie dobrze to jadę dalej. I tak sobie przejechałem 63 km. Miłą rzeczą był widok naprawdę sporej ilości rowerzystów po drodze.

Dzisiejszy przejazd wyglądał tak: